25 maja 2015

13. "Przecież wampiry nie mogą mieć dzieci..."

- O tym, że Elizabeth była w ciąży dowiedziałem się już po narodzinach Clary. Nadal nie wiem jakim cudem się to stało. Przecież wampiry nie mogą mieć dzieci... Co roku, w dniu urodzin Clary odwiedzałem je, lecz nigdy o tym nie wiedziały. Obserwowałem je z ukrycia. - westchnąłem. - Kilka miesięcy przed osiemnastymi urodzinami Clary przybyłem razem z Elijahą do Anglii. Właśnie wtedy Nicolas siał spustoszenie. Wszystko czego się dotknął obracało się w pył, a każdy kto stanął mu na drodze nie miał prawa żyć. Chciałem wywieźć z tam tąd Elizabeth i Clarę, ale było za późno. Kiedy dotarłem do ich domu jedyne co zostałem to... martwe ciało matki Clary. Jednak gdy zorientowałem się, że jej samej tam nie ma od razu zacząłem jej szukać. Nigdy nie bałem się tak bardzo jak wtedy. - przerwałem chcąc zbadać reakcję Bonnie.
Ta wpatrywała się we mnie oczekując dalszej części.
- Dotarwszy do miasta odszukałem Elijahę i poinformowałem go, że zostanę na dłużej w Europie, po czym zacząłem przeszukiwać miasto. W końcu ją znalazłem... Bladą, bez życia, powieszoną w brudnym zaułku. Położyłem jej ciało delikatnie na ziemi. Wyglądała jak anioł... Była taka piękna... Wziąłem ją na ręce. Trzymałem ją niczym małe dziecko, które kiedyś obserwowałem. Żałowałem, że dopiero po jej śmierci było mi dane zobaczyć ją z bliska, trzymać w ramionach... Wiedziałem, że zrobił to ten sukinsyn. - wskazałem brodą na Nicolasa. - Naznaczał każdą swoją ofiarę, zostawiając na ich szyjach mały, drewniany krzyżyk zawieszony na rzemyku.
Nagle obudził się Nicolas, próbował uciec, ale w porę go złapałem. Wbiłem rękę w jego klatkę piersiową i już miałem wyrwać serce.
- Nie rób tego! - krzyknął kobiecy głos za mną.
Puściłem Nicolasa i odwróciłem się. To była ona. Tak samo piękna jak wtedy. Taka podobna do Elizabeth.
- Bonnie, zatrzymaj go jakoś. - powiedziałem, po czym podszedłem do Clary.
- To ty... - szepnąłem.
- W końcu się spotykamy. - powiedziała.
- Nie wiesz jak bardzo tego pragnąłem.
- Nie rozczulaj się tak. Nigdy Cię z nami nie było. - warknęła.
- Ty wiesz kim jestem? - zapytałem.
- Kimś mało rozgarniętym jak na ojca. - odparła, po czym podbiegła do Bonnie, która dzięki zaklęciu przytrzymywała Nicolasa i odrzuciła ją na pobliską ścianę. Od razu zmaterializowałem się obok mulatki.
- Nic Ci nie jest? - zapytałem.
- Nie. - odpowiedziała trzymając się za tył głowy. - Lepiej ich pilnuj.
___________________________________

Co myślicie? Zaskoczeni? Było 6 komentarzy, ale wybaczam. Choć, jeśli tym razem nie będzie co najmniej dziesięciu komentarzy, nie dodam następnego!

Pozdrawiam,
autorka

             10 KOM = NOWY ROZDZIAŁ

24 maja 2015

12. "...on zabił moją córkę."

Nicolas:

- Bethany! - krzyknąłem, w ułamku sekundy pojawiła się przede mną młoda czarownica.
- O co chodzi, Nick?
- Jeżeli Mikaelson nie pojawi się do wieczora, to...
- To co wtedy?
Rozpoznałem głos mojego wroga. Odwróciłem się, a Klaus rzucił się w stronę Betany i skręcił jej kark, po czym powolnym krokiem podszedł do mnie.
- Myślisz, że mnie przechytrzysz, Niklausie? - zapytałem ze śmiechem.
Okrążyło nas jedenaście czarownic. - Jeden twój ruch, a będziesz siedzieć za kratkami ze swoją ukochaną. - powiedziałem uśmiechając się ironicznie.
- Wystarczy, że zabiję jedną z nich, a pozostałe padną martwe na podłogę. Mam ponad 1000 lat, Nicolasie. Nikt mnie nie przechytszy. - odbił piłeczkę.
Patrzyłem na niego chwilę, po czym pstryknąłem palcami. Z oddalonej o kilka metrów celi dało się słyszeć krzyk Caroline.
- Nie krzywdź jej. - warknął Mikaelson.
Nagle poczułem mocny ból w czasce. Przy wejściu dostrzegłem mulatkę skupiającą wzrok na mnie.
Tatiana, jedna z moich czarownic chciała odbić zaklęcie w stronę brązowo włosej, lecz zanim to zrobiła rzucił się na nią towarzysz dziewczyny, skręcając jej kark w efekcie czego pozostałe czarownice również padły martwe na podłogę. Ból ustał, a mulatka nadal się we mnie wpatrywała.
- Kol, bracie, co tutaj robisz? - Klaus zapytał brata nie odwracając się.
Jego wzrok, tak jak wzrok dziewczyny był utkwiony we mnie.

Kol:

- Jak widać, pomagam Ci. - odpowiedziałem.
- Nie potrzebuję pomocy. - warknął mój brat.
- Już nie. Co to za jeden?
Wskazałem głową na chłopaka przy ścianie, choć wiedziałem, że Niklaus tego nie widział.
- Nicolas. Pamiętasz go, Kol? Lata sześćdziesiąte osiemnastego wieku? To on siał największe spustoszenie w Anglii.- wyjaśnił Klaus.
- Ah tak, to on zabijał każdą napotkaną na swojej drodze osobę. Nawet Clarę. - powiedziałem z odrazą i w ułamku sekundy przygwoździłem go do ściany.
- Idź po Caroline, bracie. Ja się nim zajmę.
Podeszła do mnie Bonnie.
- Co chcesz z nim zrobić, Kol? - zapytała spokojnie.
- Zabić. W taki sam sposób jak on zabił moją córkę. - odpowiedziałem.
- Kogo? - spytała drżącym głosem mulatka.
Skręciłem Nicolasowi kark, żeby zdobyć trochę czasu i wyjaśnić Bonnie całą sytuację.
- Kol, powiedz, że żartujesz.
_______________________________

No hej. Co myślicie o rozdziale? Mam nadzieję, ze się wam podoba. Pod ostatnim rozdziałem były ledwo 4 komentarze, ale wybaczam i wstawiam nn! Tym razem liczę na więcej aktywności z waszej strony.

Pozdrawiam,
autorka

18 maja 2015

11. "...nieczynny zakład karny."

Klaus:

Właśnie minąłem znak witający przyjezdnych w Mystiac Falls. Kierowałem się do domu Bennetówny.
Kiedy podjechałem pod jej dom zauważyłem samochód mojego brata. Wysiadłem z auta i wszedłem na ganek. Zapukałem do drzwi. Po chwili otwarła mi czarownica.
- Czego chcesz, Klaus? - warknęła.
- Też się cieszę, że cię widzę, Bonnie. - powiedziałem sarkastycznie.
Z uśmiechem minąłem ją w drzwiach i wszedłem do środka.
- Czego chcesz? - zapytała ponownie.
- Chcę odnaleźć Caroline. Pewien bardzo niemiły mężczyzna ją uprowadził. - odparłem.
- Kto? - zapytała.
- Cóż... Na pewno go nie znasz, więc albo mi pomożesz, albo możesz pożegnać się z życiem swojej przyjaciółki jak i swoim własnym. - oznajmiłem przygważdżając ją do ściany.
- Niklausie, puść ją!
Puściłem mulatkę i odwróciłem się do brata.
- Czyżby Bonnie otwarła pensjonat? Nie spodziewałem się ciebie tutaj, Kol.
Zastanawiało mnie to, co łączy tych dwoje.
- Niech Cię to nie interesuje, Klaus. Znajdę Caroline, a wtedy masz się z tąd wynieść. - oznajmiła dziewczyna i poszła do salonu.
Kol podążył za nią. Po chwili również tam poszedłem.

Bonnie:

Wyciągnęłam mapę, którą rozłożyłam na stole oraz wahadełko.
- Potrzebuję czegoś, co do niej należy. - powiedziałam, a Hybryda wyciągnął z kieszeni kurtki srebrną bransoletkę, po czym mi ją podał. Dłoń, w której znajdowała się biżuteria zacisnęłam w pięść i zaczęłam wypowiadać zaklęcie lokalizujące, a wahadełko zaczęło się poruszać. Najpierw spokojnie wirowało, lecz po chwili nabrało siły. Gdy w końcu opadło na mapę, wskazało Filadelfię.
- Potrzebuję konkretniejszych informacji. - warknął Klaus.
- W takim razie potrzebuję mapy Filadelfii. Nie posiadam jej. - mruknęłam.
Nagle Klaus zniknął. Po chwili jednak pojawił się z atlasem miasta w ręku. Podał mi go.
Znów zaczęłam wypowiadać zaklęcie. Tym razem wahadełko wskazało nieczynny zakład karny. Klaus wybiegł szybko z mojego domu, po czym odjechał.

Caroline:

Nie wiem jak długo juz tutaj jestem, ale z każdą sekunda czuję się coraz gorzej. Mam nadzieję, że Klaus znalazł już jakiś sposób, żeby mnie uratować.
________________________________

No więc udało mi się napisać ten rozdział w miarę szybko. Mam nadzieje, że się wam podoba.

            10 KOM = NOWY ROZDZIAŁ

Pozdrawiam,
autorka

17 kwietnia 2015

Info o nowym rozdziale.

Cóż... brakuje jednego komentarza, abym dodała nowy rozdział, ale zlituję się nad wami i dodam go w poniedziałek nawet, jeżeli nie będzie 10 kom. ;)
Pozdrawiam. Autorka.

PS Zapraszam na Poland Tree na moją pierwszą notkę na tym blogu. (podpisuję się Sasza)


12 kwietnia 2015

10. " Śpiąca Królewna już się obudziła."

Kol:
- Cieszę się, ze ci się podoba. Starałem się.
Uniosłem ręce w obrończym geście.
- Jestem pod wrażeniem. Naprawdę.
- Chodź, bo zaraz zjedzą nam wszystko wiewiórki. - powiedziałem, a Bonnie zaśmiała się.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Ta dziewczyna zmieniła mnie na lepsze.
Caroline:
Siedziałam w jakiejś celi. Byłam naprawdę przerażona. Zastanawiałam się tylko dlaczego Nicolas to zrobił. Mam nadzieję, że Klaus zacznie szybko działać.
- Śpiąca Królewna już się obudziła. - powiedziała z uśmieszkiem dziewczyna, którą widziałam przed utratą przytomności.
- Czego ode mnie chcecie? - warknęłam.
- Hybrydy.
- Zostawcie go w spokoju! - krzyknęłam i złapałam za kratę.
Szybko jednak cofnęłam ręce, bo poczułam, że płoną mi dłonie.
- On zrobi dla Ciebie wszystko, więc to czy tego chcesz czy nie nie ma żadnego znaczenia. - odparła i odeszła.
- Niestety wiem... - szepnęłam do siebie siadając na pryczy.
Nie powstrzymam Go. Poczułam, że po moich policzkach spływają łzy.
Klaus:
- Chcesz ją uratować? - zapytała Del.
- Chcę, ale nie kosztem wskrzeszenia mojego brata. - warknąłem.
- Myślałam, że dla Ciebie jest ona warta każdej ceny. - stwierdziła siadając na fotelu i zakładając nogę na nogę.
- Jestem pewien, że jest coś czego bardziej pragniesz.
Uśmiechnąłem się szyderczo.
- Jest coś takiego, ale i tak tego nie zdobędę. - powiedziała wstając z fotela.
- Cóż to takiego, moją droga? - zapytałem kiedy do mnie podeszła.
Położyła dłoń na moją policzku, po czym wymierzyła mi siarczysty policzek.
- Ty. - szepneła, a ja przygwoździłem ją do ściany.
Zaczęła ciężko oddychać.
- Delphino, z łatwością Cię zabiję i znajdę inną czarownicę, która pomoże mi uratować moją ukochaną. - oznajmiłem i skręciłem jej kark.
Caroline:
- Halo? - krzyknęłam po raz kolejny. - Klaus mnie nie uratuje, jeżeli umrę z pragnienia.
- Nie umrzesz. Co najwyżej wyschniesz. - Nicolas, do cholery dlaczego to zrobiłeś? Czym Ty w ogóle jesteś? - zapytałam kiedy zobaczyłam, że tym razem to on mnie odwiedził.
- Ciężko wyjaśnić mój stan. Nawet ja tego nie rozumiem. - odparł i wzruszył ramionami.
- Zgaduję, że Matt nie jest twoim kuzynem. - rzuciłam.
- Nope. Szukałem informacji o tobie, więc wykorzystałem jedną na swoją korzyść. Inaczej nie poszłabyś ze mną na imprezę do jakże smacznego Michaela.
Usiadł na krześle na przeciw celi i wpatrywał się we mnie co chwila mrużąc oczy jakby przeszkadzało mu światło.
- Czy to też kłamstwo?
Popatrzył na mnie zdezorientowany.
- Michael nie jest twoim przyjacielem? Zauroczyłeś go, prawda? - spytałam.
- Używaj czasu przeszłego, kochana. "Nie był..." On nie żyje. Był całkiem smaczny. Choć jego krew była zbyt zanieczyszczona. Rozumiesz mnie? Prochy i te sprawy. - wyjaśnił i mruknął do mnie jednym okiem.
________________________________________
W końcu mi się udało! Długo wyczekiwany rozdział 10. Rozdział skończony o 2 w nocy. Chciałam Was przeprosić za tak długa nieobecność. Zbliża się koniec roku, więc walczę ostatkiem sił o jak najlepsze oceny. Do wakacji rozdziały będą się pojawiać bardzo rzadko. Zrozumcie mnie. Błagam! Czekam na komentarze.
Pozdrawiam
Your Queen

1 kwietnia 2015

Zwiastun

Klaroline: http://youtu.be/uDlbmyO1ryg

Zapraszam na zwiastun dalszej akcji na yt!

Pozdrawiam. Autorka.

9. "Chcę wskrzesić Twojego brata, Henricka."

- Wiesz, że jesteś najważniejsza w moim życiu, Caroline. Nigdy nie pozwoliłbym Cię skrzywdzić. - powiedział.
- Wiem, Klaus. Wiem to bardzo dobrze. - odparłam, a w pewnej chwili rozdzwonił się telefon Klausa leżący w salonie.
Hybryda poszedł odebrać. Mimo mojego dobrego słuchu nie potrafiłam wychwycić tego co mówiła osoba po drugiej stronie. Jak się okazało dzwoniła Rebekah.
- Siostrzyczko, nie obchodzi mnie co Kol czuje do tej wiedźmy. Naprawdę musisz zawracać mi tym głowę?
- ...
- Jestem pewien, że jeżeli zaraz się nie rozłączysz to twój ukochany Ci ucieknie. - warknął i już nic więcej nie usłyszałam.
W pewnym momencie drzwi na balkon same się zamknęły. Kiedy Klaus chciał je otworzyć ani drgnęły. Popatrzyłam na niego przerażona, a nagle poczułam jak ktos na mnie skacze. To był Nicolas, a tuż za nim na balkon zeskoczyła z gracją jakaś dziewczyna wypowiadająca zaklęcie. Jedyne co udało mi się zauważyć zanim Nicolas wbił mi strzykawkę z werbeną to Klaus rozbijający drzwi balkonowe i rzucający się na chłopaka, lecz było już za późno. Hybryda zniknął mi z oczu, a po chwili zabrała mnie ciemność.

Klaus:

Zniknęli mi z oczu, a ja zeskoczyłem z balkonu i wylądowałem na ugiętych nogach w ogrodzie za hotelem. Pobiegłem szybko do samochodu stojącego na parkingu i odpaliłem silnik. Po chwili mknąłem już do mojej znajomej czarownicy.
Gdy dojechałem na miejsce ta stała przed swoim domem z założonymi na piersi rękoma.
- Spodziewałam się twoich odwiedzin. - powiedziała i wskazała głową, żebym poszedł za nią.
Weszliśmy do jej domu. Wnętrze było ciemne tak jak je zapamiętałem.
- Delphino, potrzebuję twojej pomocy.
- Wiem po co przyjechałeś. Jestem Ci potrzebna do odnalezienia twojej ukochanej. - rzekła i uśmiechnęła się szyderczo.
- Tak, więc, jeżeli wszystko wiesz to błagam Cię, pomóż mi. Dostaniesz wszystko czego pragniesz. Pieniądze, zioła... Mogę Ci nawet oddać księgi mojej matki, ale proszę Cię znajdź ją.
- To za mało. Chce czegoś więcej.
- Czego chcesz?! - warknąłem.
- Twojej krwi. - odpowiedziała nadal się uśmiechając.
- Do czego Ci potrzebna moja krew?
- Do tego czego nie dokończyłam przed laty. - odpowiedziała.
- O czym Ty mówisz? - zapytałem.
- Chcę wskrzesić Twojego brata, Henricka.
___________________________________

Przeraszam, że taki krótki. Czekam na wasze opinie. Komentujcie!

Pozdrawiam. Autorka.

10 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ!

13 marca 2015

8. "To niespodzianka."

Bonnie:

Przez resztę dni studiowałam książki babci. Kiedy zegar wskazywał godzinę czwartą zaczęłam się szykować na kolację z Kolem. Wybrałam granatową, satynową sukienkę do kostek. Z niewiadomych powodów stresowałam się tym wieczorem. W pewnym sensie było to dla mnie ważne i modliłam się o to, żeby Kol o wszytsko zadbał. Jezu, o czym ja myślę?
Wsunełam na nogi czarne szpilki i przeczesałam włosy szczotką. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Wzięłam torebkę z łóżka i otworzyłam drzwi.
- Wyglądasz pięknie. -  skomplementował mnie Kol.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i spuściłam głowę, a na moje policzki wpełzł czerwony kolor. 
Wyszliśmy w mojego domu i wsiedliśmy do czarnego kabrioletu wampira.  Brunet pomajstrował chwilę przy radiu, a po minucie płynęła z niego piękna, fortepianowa melodia.
Gdy minęliśmy granice Mystic Falls, zaczęłam zastanawiać się gdzie jedziemy. 
- Powiesz mi dokąd jedziemy? - zapytałam z nutą ciekawości w głosie.
- To niespodzianka. - mruknął jedynie i obrzucił mnie pojedynczym spojrzeniem, po czym znów wbił wzrok w jezdnię. 
Miejscem docelowym okazał się wielki, ciemny las. Patrząc na niego, przywoływał na myśl sceny z najgorszych horrorów. Gdzieś w mojej podświadomości zakiełkowała się nuta strachu, lecz gdy Kol wziął mnie pod rękę, od razu ustąpiła ciekawości. 
- Lasy od jakiegoś czasu (czytaj. odkąd jestem czarownicą) kojarzą mi się z wszelakimi rytułałami.
- Nie masz powodów do leku, jesteś tutaj ze mną. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. - zapewnił i położył dłoń na moim policzku.
- Cóż, obawiam się, że mój strój nie przetrwa przeprawy przez las. - mruknęłam, a wampir bez słowa wziął mnie na ręce i ruszył pędem przez las omijając różne przeszkody. Po chwili znaleźliśmy się na niewielkiej polanie otoczonej drzewami i krzewami. Gdzie nigdzie można było dostrzec dziko rosnące kwiecie i krzaki owocowe. Na środku łąki znajdował się drewniany stół, a po dwóch jego stronach krzesła, również drewniane obite czerwonym materiałem. Słońce chyliło już się ku zachodowi. Ruszyłam w stronę stołu. Dotknęła opuszkami palców delikatnego materiału obrusu.
- Jest pięknie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do Kola.

Caroline: (kilka godzin wczesniej)

Wyszłam na balkon aby odetchnąć świeżym powietrzem. Nie sądziłam, że mogę posunąć się do takiego czynu i to z najpotężniejszą istotą na na świecie. Nagle poczułam chłodny oddech na swojej szyi.
Odwróciłam się i popatrzylam prosto w niebieskie oczy hybrydy.
- Wiem co do mnie czujesz, Caroline. - szepnął.
- O czym Ty mówisz?
- Wiem, że mnie nienawidzisz. Za to, że użyłem zaklęcia namierzającego, za to co stało się przed chwilą, za to, że jestem tym kim jestem, za to, że... - urwał, bo położyłam mu dłoń na ustach.
- W tej chwili pogarszasz swoją sytuację. - powiedziałam i przeniosłam swoją dłoń z jego ust na policzek. - Nie nienawidzę Cię. Czuję do ciebie coś, ale nie potrafię tego określić. - i kłamie jak z nut - Jesteś dla mnie na swój sposób ważny.
________________________________________

No to jest od dawna oczekiwany rozdział. Przepraszam, że tak późno, ale szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła, a w ostatnich dniach także choroba wpłynęły na mój czas oraz wene. Czekam na wasze opinie i bardzo proszę Anonimków o podpisywanie się jakimś nickiem w komentarzach. Podnoszę rangę komentarzy. Dobijecie do 10? Liczę na was.  ;)

Pozdrawiam. Autorka.